Zaczęło się od piątku 13-go i nie zapowiada się by mój pech szybko się skończył i uciekł, gdzieś daleko...
Są w życiu takie momenty, które wiecznie trwać nie mogą - a szkoda.
Są też takie chwile, w których zdajemy sobie sprawę ile dla Nas znaczą małe gesty, czyny, słowa i bliskie Nam osoby.
Wszystko się sypie, nic już nie jest takie jak kiedyś...
Miał być wielki powrót, a jest wielkie zakończenie i morze łez - może to i lepiej, że teraz, a nie potem?
Brak mi rodziców, mojego kudłacza, który zawsze cieszy się na mój widok i merda ogonem, brak mi przyjaciół, spacerów po lesie i wspólnych wygłupów...
:(((((
To też od nas zależy kiedy zaczniemy się starać by coś się skończyło, by coś się zaczęło :)
OdpowiedzUsuńJa mam swojego Kartofla od trzech tygodni, tak się w sobie zakochaliśmy,że jest bardzo ciężko nam się rozstawać. Dupeczka płacze jak ja wychodzę na chwilę z pokoju :P a jak wracam z dłuższego wypadu to piszczy, skacze i liże mnie :) Dziś o piątej rano zrobił mi pobudkę i ganiał mi po łóżku (nie wiem po co go tam wzięłam :P ) podgryzał mnie jak zaspana jeszcze się kładłam. Takie małe stworzonko a tyle miłości.
I rozumiem jak brak Ci wyjść ze znajomymi. Mi też brakuje, jakiś zakupów, wyjść na pizze i mimo nawału roboty dałabym radę wyjść... Ale nikt nie chce :P
Hmmm..... oj tak. Ja także mogłabym ponarzekać na tyle rzeczy...ale ostatnio szukam pozytywów, choć bywa z tym ciężko, momentami wydaje się to wręcz niemożliwe.
OdpowiedzUsuńMimo złych chwil trzeba starać sie spojrzeć na jakieś pozytywne strony :) Mam nadzieje Kochana, że uda Ci się znaleźć w tym wszystkim jakiś promyk słoneczka:) 3maj się !
OdpowiedzUsuńEhhhh :( Oby ten cały pech szybko od Ciebie odszedł.
OdpowiedzUsuńOstatnio u koleżanki blogowej widziałam świetna sentencję- No rain, no rainbow.